Pierwsza niedziela.

Pierwsza niedziela.

Już dawno się tu nie odzywałam. Trochę z rezygnacji, trochę z rozczarowania, trochę z niemocy…
Chcę natomiast, aby ten rozpoczynający się Adwent był intensywnym czasem przemyśleń, spotkań z Bogiem i ludźmi (choćby takich on-line). Ten Adwent rozpoczyna się jednym z piękniejszych czytań z Księgi Izajasza. Wielokrotnie czytanym, przerabianym, omawianym. Dla mnie w tym roku zyskuje ono nowy sens i jeśli chcecie wraz ze mną przejść przez Adwent to zapraszam Was do lektury !
PIERWSZE CZYTANIE
Iz 63, 16b-17. 19b; 64, 2b-7
Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił
Czytanie z Księgi proroka Izajasza
Ty, Panie, jesteś naszym ojcem, odkupiciel nasz – to Twoje imię odwieczne.
Czemu, o Panie, dozwalasz nam błądzić z dala od Twoich dróg, tak iż serca nasze stają się nieczułe na bojaźń przed Tobą? odmień się przez wzgląd na Twoje sługi i na pokolenia Twojego dziedzictwa.
Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił – przed Tobą zatrzęsłyby się góry.
Zstąpiłeś: przed Tobą zatrzęsły się góry. ani ucho nie słyszało, ani oko nie widziało, żeby jakiś bóg poza Tobą czynił tyle dla tego, co w nim pokłada ufność. Obyś wychodził naprzeciw tym, co radośnie pełnią sprawiedliwość i pamiętają o Twych drogach.
Oto Ty zawrzałeś gniewem, bo grzeszyliśmy przeciw Tobie od dawna i byliśmy zbuntowani. My wszyscy byliśmy skalani, a wszystkie nasze dobre czyny jak skrwawiona szmata.
My wszyscy opadliśmy zwiędli jak liście, a nasze winy poniosły nas jak wicher.
Nikt nie wzywał Twojego imienia, nikt się nie zbudził, by się chwycić Ciebie. Bo skryłeś Twoje oblicze przed nami i oddałeś nas w moc naszej winy. a jednak, Panie, Ty jesteś naszym ojcem. My jesteśmy gliną, a Ty naszym Twórcą. Wszyscy jesteśmy dziełem rąk Twoich.
Oto słowo Boże.
Chciałabym, abyśmy prześledzili, co w tym czytaniu się w ogóle dzieje ! Bo dzieje się tak wiele !
  1. Sam początek to wołanie i przypomnienie, że Bóg jest ojcem, odkupicielem. Motywatorem wszelkich działań. To wołanie do Boga, o to, by On się zmienił. Dziwne nie? Wołamy do Boga, by On się zmienił i stał się ostrzejszy, byśmy my czuli przed Nim strach i postępowali lepiej. Bo przecież, gdyby był straszny i przerażający, to zupełnie inaczej zachowywalibyśmy się w naszym życiu. Jestem przeciwnikiem retoryki strachu i przerażenia jako motywatora, przeciwnikiem straszenia dzieci i ludzi Bogiem, piekłem i innymi kataklizmami, ale lubię się zastanawiać ile rzeczy w życiu zrobiłam tylko ze strachu. Tylko dlatego, że bałam się zrobić inaczej ze strachu przed Bogiem. Myśle, że to dobry moment, aby pomyśleć ile w mojej wierze jest zaufania Bogu, zaufania dla przykazań, dla moralnych praw, a ile strachu przed konsekwencjami. Te konsekwencje zawsze są i w końcu następują, ale czy żyjesz dla Boga, który jest strachem, czy miłością ? 🙂
  2. Po tym wołaniu o strach i przerażenie, autor zauważa, że Bóg już przecież przyszedł i w zasadzie góry już zdążyły się zatrząść. Zupełnie jednak nie wyglądało to tak, jak wszyscy przewidywali. „Ani ucho nie słyszało, ani oko nie widziało, żeby jakiś bóg poza Tobą czynił tyle dla tego, co w nim pokłada ufność.” Może wiec teraz, pomyślisz ile zrobił dla Ciebie Wszechmogący. Dla Ciebie, gdy mu ufałeś/ufałaś, gdy byłaś/byłeś przy Nim mimo tego, co działo się i dzieje, to właśnie Ty przy nim trwałeś.
  3. „Oto Ty zawrzałeś gniewem, bo grzeszyliśmy przeciw Tobie od dawna i byliśmy zbuntowani. My wszyscy byliśmy skalani, a wszystkie nasze dobre czyny jak skrwawiona szmata. My wszyscy opadliśmy zwiędli jak liście, a nasze winy poniosły nas jak wicher.” Wklejam i powtarzam ten fragment, gdyż jest on niezwykle piękny… tak bardzo poetycki i dosadny. Dla mnie to trochę metafora i zwięzły opis tego, co obecnie dzieje się w kościele. I nie mam na myśli tylko kleru, mam na myśli tez nas, kościół tworzących. Co robimy, aby pomóc w tej sytuacji? Co robimy, aby pomagać tym, którzy odchodzą z Kościoła? Czy dajemy dobre świadectwo? Czy chcemy ludzi nawracać pustymi tekstami „tak, bo tak” lub „nie, bo nie”? Czy nie zrezygnowaliśmy z Kościoła i walki o Niego? Czy nie jest tak, że trochę zaszyliśmy się cieniu i patrzymy jak płoną te zwiędłe liście… Gdy dobre z pozoru czyny i słowa kierujemy do kogoś tylko po to, by go dobić, wystraszyć, siła nawrócić, to to będzie skrwawiona szmata. Gdy mamy za pazuchą ostrość, suchość, sztywność i brak czułości, to to będzie właśnie ta skrwawiona szmata. Wyobrażam sobie te liście jak unosi je wicher…
  4. „Nikt nie wzywał Twojego imienia, nikt się nie zbudził, by się chwycić Ciebie. Bo skryłeś Twoje oblicze przed nami i oddałeś nas w moc naszej winy.” W całej tej batalii o polski kościół brakuje mi właśnie tego. Z ambony, z „katolickich” gazet i portali, częściej słychać o Kościele niż o Jezusie (przynajmniej ja mam takie wrażenie). Z rozmów z osobami, które przezywają duże rozczarowanie tym, co się dzieje, trochę wyciągam wniosek, że zapomniano, o tym kto jest najważniejszy w tym wszystkim. I dla mnie osobiście jest to ratunek w całej tej sytuacji – chwycić się Jezusa. Im bardziej widzę, że walą się mury, tym więcej chwytam się Jezusa. Im więcej poranionych ludzi spotykam, tym bardziej chwytam się Jezusa. I myśle, że jeśli ma jakiś cel być tego Adwentu w tym trudnym roku, to to jest właśnie to. Chwycić się Jezusa najmocniej jak się da.
  5. „A jednak, Panie, Ty jesteś naszym ojcem. My jesteśmy gliną, a Ty naszym Twórcą. Wszyscy jesteśmy dziełem rąk Twoich.” Wracamy do początku. Ty Panie jesteś naszym Ojcem. Mamy twoja miłość, wsparcie, zaufanie, dobroć, uważności, wrażliwość. Choćby Kościół nas zawodził w tych dniach, to Ty jesteś ojcem i nie wolno nam o tym zapomnieć. Myśle, że w tym czasie ważne też jest to zdanie: „wszyscy jesteśmy dziełem rąk Twoich.” Wszyscy. Bez względu na to, czy jestem wierzący, czy niewierzący, czy poszukujący, czy młody czy stary, czy uległy czy buntowniczy, czy inteligenty czy mniej, czy wierze w wirusa czy nie, czy biorę Komunie do ręki, czy do ust etc. Wszyscy. Boli mnie, gdy widzę ten wielki podział i kłótnie wszystkich ze wszystkimi. To nasze katolickie niemal czasem zamykanie się getcie własnego półświatka. Ludzie warci są poznawania, mogą nas niesamowicie ubogacać swoim pięknem, swoją historią niemal czasem bardzo skomplikowana i pogubioną. Dawajmy sobie wzajemnie szanse. Nie hejtujmy, nie wrzucajmy kija w mrowisko, nie wszczynajmy internetowych burd, chociaż w tym Adwencie.
Panie ja wierzę, wiem, że przychodzisz 🙂 I nie zostaje mi nic innego, jak tylko „chwycić się ciebie” mocno. Tak bardzo mocno. Spotkać się z Tobą na „polach ciszy” i nad jeziorem Genezaret, spotkać się z Tobą podczas wspólnoty on-line, porozmawiać, wysłuchać w drugim człowieku.
Zachęcam Was, żeby tego Adwentu nie przespać. Żeby czerpać moc i siłę od tego, który Wielki jest. Bo jeszcze wiele przed nami.
Do zobaczenia za tydzień 🙂
Ps. Lubię Korę, jej teksty i głębokość opisu, wrażliwość i czułość świata. Nie lubię, gdy ludzi się szufladkuje i marginalizuje ich twórczość tylko dlatego, że określa ich jedna szufladka. Słuchajmy innych, poznawajmy, bo warto 🙂